Translate

niedziela, 30 marca 2014

Wracam!

Wracam na bloga "Violetta mój blog"! Z pomocą od użytkownika: "Francesca♥"
Zapraszam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

♥Alicja Nadzwyczajna - Szalona♥

Zmiana nazwy, profilu i zdjęcia

Teraz nazywam się ♥Alicja Nadzwyczajna - Szalona♥, mam profil zamiast na google+ na bloggerze, a zdjęcie ... sami zobaczcie

Nagrody dla Wiktorii Polki




Przesłać na pocztę?

Zabawy cz. 5

I Odpadli Diego Lara.
Odpadają 2 osoby.


Rodzina:

Post organizacyjny: Konkurs, Rozdział, Os, Pytanie;

KONKURS:
Niespodzianką będzie ... każdy wybiera sobie sam, czy chce:
- Nagłówek na bloga;
- Reklamę bloga;
- Napisać rozdział;
- Komentarze pod postami;
- Napisać plan rozdziału;
Wybieracie dwie rzeczy i piszecie tu.

Rozdział:
Prawdopodobnie pojawi się we wtorek, a jak nie to opublikuję drugą część One shota o Marcesce.

One Shot:
Jeśli nie będzie we wtorek to w czwartek.

Pytanie:
1. Wolicie, żeby Naxi była co dwa rozdziały krócej, czy co cztery dłużej?

2. Chcecie znowu jakiś konkurs? ( nie musi być na OS)

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 14 - Nie tyko my byliśmy na wakacjach!

Następnego dnia wrócili do Buenos Aires. 
Ludmiła
Po powrocie z gór poszłam z Fede na randkę. Najpierw byliśmy w kinie, a potem zabrał mnie na romantyczną kolację! Teraz spacerujemy. W pewnym momencie Federico się zatrzymał. Spojrzał mi w oczy.
- Wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie. - powiedział i mnie pocałował ♥♥♥ Czułam się najlepiej na świecie. Usłyszałam jak ktoś za nami od chrząknął. Nie chętnie oderwaliśmy się od siebie. Za nami stał Tomas!
- To oo mas? - wydukałam. Feduś spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Cześć Luś tęskniłaś? - chciał mnie poclować, ale go odepchnęłam.
- Odwal się od mojej dziewczyny! - krzyknął Fede.
- Twojej dziewczyny? Jeszcze niedawno była moja. - Federico nie wiedział nic o Tomasie. Nie chciałam o nim pamiętać.
- Cześć Ludmiła! - zobaczyłam Violettę. Ona zbliżyła się do Tomasa i go ... POCAŁOWAŁA?
Z tego co pamiętam przed chwilą chciał pocałować mnie. Złapałam Fede za rękę i poszliśmy w stronę domu. - Kto to? - zapytał - Dlaczego chciał cię całować? Dlaczego nazwał cię Luś? Dlaczego potem chciał całować tą drugą? Skąd ty ich znasz? - dałam mu buzi, żeby nie zadawał tyle pytań. Trzeba odpowiedzieć.
- To Tomas, mój były. Chciał mnie całować, bo jak byliśmy parą to całował mnie często, dlatego też nazwał mnie Luś. Nie wiem, dlaczego całował Violettę. Może teraz jest z nią. Znam ich, bo kiedyś chodziliśmy razem do Studia. Nie mówiłam ci o nim, bo chciałam zapomnieć. Zranił mnie. Nie czuję już nic do niego, liczysz się ty i tylko ty! - Federico miał dość mojego gadania i mnie pocałował ♥♥♥
Następny dzień
Jest weekend! Ciągle zastanawiam się co robi tu Tomas i Violetta. Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Rodzie pojechali wczoraj na bankiet, a nasza gosposia, Melani pojechała razem z babcią na targ. Otworzyłam drzwi, a w nich stali Federico i Francesca. Byli zdyszani i mieli ze sobą każdy po jednej torbie.
- Co się stało? - zapytałam - Wejdźcie. - dodałam. Gdy Fran ochłonęła i się napiła powiedziała mi wszystko.
- Violetta i Tomas mają teraz ferie i przyjechali do Buenos Aires. Zatrzymali się w domu Violetty. Oboje. Musielibyśmy spędzać z nimi czas. My ich nie znamy. Możemy się tu zatrzymać.
- Tak. Rodziców nie ma, a bunia i Melani nie będą miały nic przeciwko. Możesz zaprosić Marco jak się trochę ogarnę. - zwróciłam się do Fran. Ona przytaknęła i poszłam się ubrać.
Założyłam błyszczącą bluzkę i zielone spodnie. Fran zadzwoniła po Marco, a on zjawił się po pięciu minutach. Oni poszli do mojego pokoju, a ja i Fede na podwórko. Usiedliśmy na huśtawce. Patrzyliśmy na siebie. Rozumieliśmy się bez słów. Taka jest miłość. Federico zbliżył się do mnie i połączył nasze usta w pocałunku.
- Dlaczego byłaś z Tomasem? - zapytał mój chłopak. Nie obawiałam się tego pytania.
- Bo wydawał mi się taki świetny. Romantyczny! Ale taki nie był. - odpowiedziałam i wtuliłam się w mojego chłopaka.
Francesca
Śpiewaliśmy z Marco. To było nasze ulubione zajęcie. Po piosence przytulił mnie. Byliśmy jak dzieci. Marco klepnął mnie w ramię krzycząc: Berek! Ganialiśmy się 10 minut, a potem znów śpiewaliśmy.
Naty
Idę do Maxiego. Muszę mu powiedzieć, że się w nim zakochałam. Założyłam fioletową bluzkę i jeansy. Pojechałam na rowerze pod jego dom. Zapukałam w drzwi. Otworzyła jego mama. Powiedziała, że mam kierować się na górę do drzwi z napisem: Urząd króla! Zapukałam w drzwi jego pokoju. Otworzył mi i zanim zdążył coś powiedzieć odezwała się ja.
- Maxi jestem w tobie zakochana. - on nic nie odpowiedział. Chciałam iść, ale on złapał mnie za nadgarstek

 i pocałował.
................................
Za to, że tak długo nie było rozdziału. Teraz jest długi :)
Konkursowicze wybierzcie nagrody :)

5 komentarzy = next

piątek, 28 marca 2014

One shot: Marcesca "Czasem wystarczy tylko jedna osoba, by wszystko się zawaliło ..." cz. 1

Nie mam pomysłu na rozdział.

Marco miał wszystko. Własne mieszkanie, najlepszych na świecie przyjaciół, cudowną dziewczynę. Niczego mu nie brakowało. Ale czasem wystarczy tylko jedna osoba, by wszystko się zawaliło. Właśnie tak było w tej historii. Jedna osoba zniszczyła mu życie. Czy to się dało naprawić? Jeśli chcecie wiedzieć przeczytajcie tę historię, było to tak:
   Marco wracał do domu po cudownej randce z jego dziewczyną, Francescą. Kochał ją całym sercem. Był z nią szczęśliwy. Na drzwiach jego mieszkania spostrzegł kartkę. Odkleił ją od drzwi i zaczął czytać. Jej treść brzmiała tak:
Drogi braciszku!
Moja przyjaciółka, Ana przyjeżdża do Buenos Aires.
Nie miała gdzie się zatrzymać, więc musiałem 
zaproponować jej twoje mieszkanie.
Od dziś dzielicie twoje mieszkanie razem.
Musisz ją odebrać z lotniska o 17.30.
Pozdrawiam, Diego!

- Co! Fran mnie zabije! Która jest godzina? Już 17.50! Muszę jechać po tą biedną dziewczynę. - krzyczał w myślach. Chłopak wsiadł do swojego samochodu i pojechał na lotnisko. Jechał jak najszybciej, ale i tak jechał 15 minut. Gdy wreszcie dojechał zobaczył na lotnisku samą, brunetkę. Nie samą, bo byli też inni ludzie, ale samą w sensie, że nikt z nią nie gadał, nie stał koło niej itp. Brunet podszedł do niej i zaczął rozmowę.
M - Ty jesteś Ana?
A - Tak. O co chodzi?
M - Jestem Marco. Brat Diego.
A - Aha. To u ciebie mam mieszkać?
M - Tak. Daj wezmę twoje walizki.
A - Dzięki. - Marco wziął jej walizki i poprowadził ją do samochodu. Dojechali do domu Marco w pół godziny. Oczywiście po drodze rozmawiali. Marco dowiedział się, że Ana jest jedynaczką, jest w jego wieku, ma psa Maxa, przyjechała do Buenos Aires z Hiszpanii. Ana dowiedziała się, że Marco mieszka sam, ma dziewczynę Francesce, pochodzi z Meksyku. W jego mieszkaniu Marco dał dziewczynie kołdrę i pokój, ponieważ jego mieszkanie było dwu pokojowe. Następnego dnia Marco umówił się z Francescą. Chciał jej wszystko wytłumaczyć, żeby później nie było nie porozumień. Umówił się z dziewczyną w parku. Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze. Francesca zrozumiała, że to przez Diego. Po spędzonej miłej godzinie, Fran pożegnała się i ruszyła w stronę swojego domu. Po chwili zobaczył, że dziewczyna zostawiła torbę. Chciał za nią pobiec i oddać zgubę, ale zatrzymał go głos. Głos Any.
A - Marco zaczekaj!
M - O co chodzi?
A - Ja czuję się źle przez to, że ci się narzucam. - w tym samym czasie Fran zorientowała się, że brakuje jej torby. Wróciła na miejsce spotkania i zobaczyła to:
Łzy na płyneły jej do oczu. Gdy oni się od siebie oderwali, Fran rzuciła tylko:
- Z nami koniec! - krzyknęła i uciekła ...


CDN 
5 komentarzy = część 2 

niedziela, 23 marca 2014

Jestem genialna

Pod ostatnim postem zapomniałam dopisać, żebyście wybrali sobie nagrody. Więcej tu

Będzie jeszcze wiele konkursów o podobnej tematyce. 

sobota, 22 marca 2014

Konkurs - rozstrzygnięcie

Prace przysłało mi pięć osób. Są trzy miejsca. Opublikuję wszystkie prace tak jak miałam w zamiarze oraz każdy dostanie dyplom.
Zacznę od prac, które zajęły miejsce.

3 miejsce

One part Femiła: Dlaczego?!
W momencie śmierci bliskiego uderza człowieka świadomość niczym nie dającej się zapełnić pustki.
 - Ludmiła! Lu, otwórz proszę. - od dziesięciu minut wołała Vilu swoją kuzynkę. Rodzice Ferro zmarli niedawno w wypadku, była totalnie załamana. Zamknęła się w sobie i przestała być tą supernową co kiedyś. Do mieszkania wtargnął Federico, który specjalnie z włoch przyleciał na pogrzeb rodziców przyjaciółki.
- I co znią? - spytał Pasqarelli. Castillo westchnela.
- Nienajlepiej. - odparła. Podszedł do drzwi i delikatnie zapukał.
- Ludmi... - zaczął łagodnie. - Wpusc mnie, proszę... - Blondynka uspokoiła się na głos chłopaka. Może to dziwne, ale jemu udała bardziej niż swojej kuzynce. Po drugiej stronie drzwi usłyszeli szczęknięcie zamka i ujrzeli smukłą sylwetkę dziewczyny.
- Wejdz. - szepnela tylko i weszła spowrotem do swego królestwa. Podreptal za nią. Usiedli ma łóżku, cały czas wpatrywał sie w wychudzoną Ferro. Ona nic nie mówiła tylko patrzyła w brązową ścianę.
Przyjaźń bez zaufania nic nie warta.
- Nic nie jesz. - stwierdził tylko nadal patrząc na przyjaciółkę.
- Poprostu nie mam ochoty. - szepnęła.
- Wszyscy się o ciebie martwimy, a najbardziej Viola. - powiedział łagodnie, jakby nie chciał jej spłoszyć.
- Powiedz jej, że wszystko ok. - mówiła przez łzy.
- Wcale nie jest ok, przecież widzę. - wtedy zaczęła płakać. On tylko usiadł obok i objął ramieniem.
- Dlaczego oni?! Co oni takiego zrobili?! - krzyczała przez łzy. Jeszcze mocniej ją przytulił.
- Czasami już tak poprostu jest i nic na to nie poradzisz. - szepnął.
- Myślisz, że na mnie patrzą? - wychlipiała.
- Na pewno.
- Skąd wiesz? - uniosła brew.
- Ufasz mi? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ufam ci, ufam.
Najstraszniejsze jest nienawidzić siebie, wstydzić się siebie, a jednak nie móc od siebie uciec, wciąż do siebie wracać i dlatego siebie przeklinać.
Przez następny miesiąc nic nie jadła. Nie spała. Tylko patrzyła się w ścianę.
Federico nie wytrzymał.
- Ludmiła, musisz iść do lekarza. - oznajmił poważnie, a ona zmarszczyła brwi. Według niej nie potrzebowała psychologa. Myślała, że chodzi o psychologa.
- Nie potrzebuję iść do psychiatry. - szepnęła, ale w jej głosie było słychać irytację i ironię.
- Nie chodzi oto. Schudłaś ostatnio. I to bardzo. Spójrz na siebie: wystające żebra, blada twarz i podkrążone oczy. - bał się, bał się że ona ma anoreksje. - Nic mi nie jest. - powiedziała stanowczo.
- A spodnie? Zobacz ile są za duże. - to była prawda, zapinała spodnie na ostatnią dziurkę. Wcześniej była to druga.
     Po jeździe jego samochodem dotarli pod szpital. Weszli do podanej przez recepcionistkę sali.
- Dzień dobry. - przywitał się mężczyzna w średnim wieku. Pasqarelli opowiedział mu o problemie blondynki. Lekarz zrobił badania i potwierdził jej chorobę. Musiał ją zaprowadzić do psychologa. Wyszli z gabinetu.
- Chciałabym nie żyć. - szepnęła blondynka.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo się nienawidzę. - odrzekła jakgdyby nigdy nic. Westchnął głęboko.
Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu je będą rzucać na drogę.
Przez kilka miesięcy Federico próbował pomoc przyjaciółce. Opierała się, ale wkońcu poddała się terapii. Pasqarelli był przygotowany na jej zachowanie, ale nie zrezygnował. Pomógł jej i Ludmiła wróciła do życia. Rozmawiała, jadła, uśmiechała się. To była jego zasługa, za to była mu wdzięczna.
Kiedy naprawdę zapragniesz miłości, będzie ona czekać na ciebie.
- Nikt mnie kocha... - żaliła się nastolatka. Zaśmiał się.
- Przecież tu jestem. - odparł brunet. Ludmiła nie wiedziała o co chodzi.
- Ale... - zaczela, ale jej przerwal, pocałunkiem.

Autor: Wiktoria Polka




2 miejsce

Matka... jedyne słowo na świecie, które ma w sobie tyle uczucia ile ludzi na całym świecie. Ona - nastoletnia Ludmiła Ferro nienawidziła go najbardziej . Niemal natychmiast po urodzeniu jej mama zostawiła ją i jej ojca. To on ją wychował, on czytał bajki na dobranoc, on uczył jeździć na rolkach, on całował skaleczony palec...on nie ona. Ona ? Co można przez to rozumieć ? Ludmiła nigdy nie nazwała kobiety, która ją urodziła - matką- jak dla niej nie zasługiwała na ten tytuł. Miała ojca, który był przy niej, dziewczyna czuła miłość bijącą od jego ciała. Akceptował jej charakter, bo wiedział, że każdy ma prawo przeżywać ból inaczej. A Ludmiła raniła wszystkich wokół, chciała, aby otoczenie cierpiało tak bardzo jak ona cierpiała wczoraj, jak cierpi dziś i jak cierpieć będzie jutro. Aczkolwiek w życiu każdego człowieka następuję dzień, który zmienia życie na lepsze lub gorsze, jednak jak będzie w przypadku Ludmi ?
-Kochanie !- z salonu dobiegł ją głos ojca. Nie był on ciepły i pewny jak zazwyczaj. Był niepewny i zimny. Nastolatka pospiesznie wyszła z pokoju, przeszła przez kilka bogato zdobionych korytarzy i weszła do pokoju, w którym siedział jej tata. Usiadła w fotelu na przeciwko i spojrzała na kopertę, którą trzymał w rękach
-Co to ? - spytała cicho
-To list od.....-tu przerwał- Od twojej matki-dokończył, a ona poczuła jakby zderzyła się z potężną falą. Czy możliwe, aby kobieta, której nie wiedziała na oczy od 15 lat właśnie przysłała jej list?
-Nie chcę tego czytać-powiedziała
-Twoja mama nigdy Cię nie zostawiła-powiedział do niej ojciec i rzucił jej przepraszające spojrzenie- Ona zmarła- dokończył po chwili
-Co?! Okłamywałeś mnie całe życie?! Nienawidziłam mamy, bo myślałam, że mnie opuściła ! A ty teraz mówisz, że nigdy nie chciała mnie zostawić,  że tak na prawdę mnie kochała?!
-Napisała ten list przed śmiercią. Miałem dać Ci go w 17-te urodziny, ale nie mogę patrzeć jak się męczysz. Nawet ja go nie czytałem. Jest twój-powiedział pan Ferro i wręczył list córce. Ta drżącymi dłońmi zaczęła rozrywać kopertę. Ze środka wydobyła około 4 kartki, które niemal w całości pokryte byłe kształtnymi, czerwonymi literami. Gdzieniegdzie tusz był rozmazany przez co można było domyślić się, że kiedy pani Ferro to pisała płakała. Dziewczyna kilka razy czytała list roniąc przy tym masę łez. Po skończeniu przytuliła list do piersi i wyjęła z białej koperty rzecz, o której była mowa w tekście
-Naszyjnik twojej mamy-powiedział ojciec
-Jest piękny...czy mogę-zaczęła
-Jest twój-przerwał jej ojciec i zapiął wisiorek na szyi córki
-Opowiedz mi o mamie-poprosiła
-Twoja matka była niezwykłą kobietą. Kochała Cię najbardziej na świecie. Od chwili kiedy dowiedziała się, że tam jesteś bezustannie głaskała się po brzuchu. Kiedyś nawet przez przypadek uderzyła w słup. Kiedy się urodziłaś była w siódmym niebie. Nie pozwalała Cię dotknąć nikomu ! Nawet pielęgniarkom, nikt nie mógł Cię nawet oglądać. Uważała, że jesteś tylko jej. Potem ta mania przeminęła chociaż były jej przebłyski. Kiedy zaczynałaś płakać i nie wiadomo dlaczego zakładał nos klauna i robiła śmieszne miny. Raz w tygodniu chodziła do domu dziecka lub schroniska....-tak opowiadał jej kilka godzin. Ludmiła pragnęła poznać matkę, poznać ją i czuć jej bliskość. Z każdą sekundą tęskniła coraz bardziej, co sprowadzało jeszcze większy ból. Po skończonej rozmowie zadzwoniła do swojego JEDYNEGO przyjaciela. Takiego prawdziwego... do Federico. Nastolatka nic nie wspomniała o liście. To było jej tajemnicą. On był tajemnicą jej i jej mamy. Ich jedyną wspólną tajemnicą. Mimo iż treść bardzo ją zaintrygowała to nie czuła złości ani nienawiści.



Następnego dnia Ludmiła wstała bardzo wcześnie. Udała się na dworzec autobusowy. Czuła się rozdarta nie wierzyła w treść listu, bała się w nią uwierzyć. Pomimo iż uwierzyła w każde słowo matko to ten jeden fragment nie dawał jej spokoju. Na miejscu podeszła wzrokiem wyszukała chłopaka, który niejednokrotnie proponował jej prochy. Teraz potrzebna jej była chwila wytchnienia
-Hej-powiedziała do szatyna w czarnej skórzanej kurtce
-Hej ślicznotko ! Zdecydowałaś się ?
-Tak...sprzedaj mi coś. Byle było by mocne.-szepnęła nie wierząc we własne słowa
-Amfetamina. Cena....hmmmm jak dla Ciebie będzie 150. Zniżka dla Ciebie. Dożylna ......-zaczął, ale Ludmiła mu przerwała
-Nie znam się na tym, ale chcę tą, którą wciąga się nosem-powiedziała wyciągając pieniądze z torebki. Chłopak wyciągnął z kurtki woreczek i podał dziewczynie
-Na początek weź połowę tego, bo większa dawka to już śmierć. Zwiń jakiś banknot najlepiej i przez niego wciągaj-polecił chowając pieniądze. Dziewczyna podziękowała i pobiegła do domu. Zamknęła się na strychu w obawie, że nakryję ją gosposia. Nie wiedziała jak wpłynie na nią ta dawka. Na mały stolik wysypała mniej niż połowę zawartości woreczka i zwinęła w rulonik banknot. Wzięła głęboki oddech wciągając przy tym proszek. Niemiłosiernie palił jej nozdrza. Nie chciała jednak przestać. Kiedy na stoliku nie było już ani ziarnka usiadła pod ścianą i czekała na efekt. Po kilku minutach palącego bólu, zaczęła widzieć różne ciekawe kolory. Cicho zachichotała i stwierdziła, że problemy powoli znikają. Usuwają się w cień. Z każdą sekundą były coraz dalej.


Ludmiła powoli powracała do rzeczywistości po kilki kolejnych minutach narkotyk przestał działać na jej umysł. Działał ponad cztery godziny, ale z czasem działanie przeminęło. To przeminęło, ale ból w sercu powrócił wlekąc za sobą ból głowy i brzucha. Dodatkowo dziewczyna miała zawroty głowy. Nie była w stanie teraz myśleć o niczym innym jak kolejna dawka narkotyku. Walczyła ze sobą, aby nie wziąć więcej, ale nie potrafiła się powstrzymać. Pozostała w niej resztka rozumu i wzięła tylko trochę po czym wrzuciła prochy w dziurę w podłodze, była tak wąska, że nie była w stanie ich dosięgnąć. Po kolejnej dawce czuła się znacznie gorzej. Wszystko w koło ją drażniło. Nie była w stanie myśleć racjonalnie, ani skupiać na czymś uwagi dłużej niż kilka sekund. Na szczęście zajęcia w studio zaczynały się dopiero o 12. Ludmiła położyła się na podłodze i przymknęła powieki. obudziła się po dwóch godzinach. Czuła się w miarę normalnie. W miarę... jej gardło i nozdrza niemiłosiernie paliły. Cały organizm domagał się kolejne, tym razem zwiększonej dawki. Dziewczyna podniosła się z miejsca i spojrzała na wyświetlacz telefonu. Była 11.10. Po cichu zeszła ze strychu i udała się do swojego pokoju. Spojrzała w lustro. Źrenice były bardzo rozszerzone, ale oprócz tego wyglądała jakby się nie wyspała. Nie miała możliwości uczesania się czy zakrycia twarzy make-upem. Jej dłonie totalnie odmówiły posłuszeństwa. Szybko zeszła na dół i wyszła z domu. Szybko tego pożałowała. Nie była w stanie myśleć i niczym innym jak kolejna porcja narkotyku. W studio zderzyła się z Federico
-Jej Ludmiła......wszystko okej?-spytał i położył jej dłonie na ramiona
-Nic nie jest okej!-wydarła się na cały korytarz
-Co się stało?-spytał
-Nie udawaj, że cię to obchodzi. Jestem dla Ciebie tylko i wyłącznie żmiją bez uczuć. Z resztą jak dla każdego-powiedziała i odepchnęła chłopaka po czym podeszła do swojej szafki. Nie umiała jej jednak otworzyć. Jej dłonie zbyt drżały. 
-Obchodzisz mnie-dobiegł ją głos Federa, który niemal natychmiast znalazł się u jej boku
-Nie musisz udawać-warknęła i walnęła pięścią w szafkę
-Brałaś?-spytał z niedowierzeniem 
-Może-odpowiedziała tylko i ponownie walnęła w szafkę
-Co?-spytał i złapał ją za ramiona po czym potrząsnął-Ludmiła do cholery ! Po co to zrobiłaś?!-krzyczał
-Nie powinno Cię to interesować-syknęła i próbowała mu się wyrwać
-Kocham Cię! Kocham Cię! Rozumiesz? Nie jak przyjaciółkę! Kocham Cię całym sercem! Nie mogę Cię stracić-krzyczał i ponownie nią potrząsnął
-Co?-spytała z niedowierzeniem. Od dłuższego czasu czuła coś do Fedrico, ale nie myślała, że on czuję to samo
-Kocham Cię. Chcę z tobą być-szepnął i pogłaskał ją po policzku
-Też Cię kocham-powiedziała - Przepraszam-szepnęła
-Obiecaj, że więcej nie weźmiesz-poprosił
-Obiecuję-powiedziała i przytuliła się do niego z całych sił. Żałowała, że w ogóle sięgnęła po używkę. Teraz  miała kogoś do kochania. Jednak teraz wiedziała, że ciężko będzie przerwać krąg, który sama zapoczątkowała.


Po kilku godzinach męczarni udała się do sali muzycznej gdzie był Federico. Niestety nie był sam... był z Naty... Całowali się. Coś w niej pękło. Jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. Wybiegła z sali tak szybko jak tam wbiegła. Nie miała siły. Miała jedno marzenie. Naćpać się do nieprzytomności. Do stanu, w którym będzie umierać w męczarniach. Pobiegła na dworzec
-Potrzeba mi więcej-wydyszała
-Okej-powiedział
-Dożylnie-powiedziała pewnie
-Wow! Jesteś pewna? To trochę kosztuję-powiedział -400
-To nie ma znaczenia-powiedziała i wręczyła chłopakowi pieniądze. Ten podał jej pełną już od narkotyku strzykawkę. Nie miała siły biec do domu więc podniosła rękaw koszulki i poklepała się w miejscu gdzie powinna znajdować się żyła. Kiedy była już w miarę widoczna wstrzyknęła sobie narkotyk wtedy ktoś wyrwał jej strzykawkę z dłoni i rzucił o ziemię. Diler uciekł, a ona ujrzała Federico
-Idź do swojej Natalii-szepnęła. Na nie szczęście zdążyła sobie wstrzyknąć całą dawkę.
-To ona mnie pocałowała, nie ja ją. Obiecałaś nie br....- nic więcej nie usłyszała, bo świat zawirował , a ona opadła w ramiona Włocha. Nic dalej już nie pamiętała

Czuła, że nie może się ruszyć. Ciało jakby było sparaliżowane. Każda kończyna wydawała się ważyć tonę. Słyszała wyraźnie lecz nie była w stanie odpowiedzieć. Powieki były ciężkie, a ciało całe obolałe. Powoli przypominała sobie co się stało. Co zrobiła. Co zobaczyła i co zrobiła Natalia. Wiedziała, że Federico nie jest niczemu winny. To ona wyciągnęła pochopne wnioski i co najważniejsze dała się omotać narkotykom.  Teraz chciała WSZYSTKO naprawić. Całe zło jakie wyrządziła innym. I zło jakie wyrządziła samej sobie. Próbowała zamaskować ból jaki odczuwała zakrywając swoje prawdziwe ja maską. Maską o dwóch obliczach...

Minął tydzień. Ludmile udało się obudzić. Obecnie jest na głodzie. Jest jej ciężko, ale daje radę. Pozostało jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. Udała się do studia. Wszyscy na jej widok bardzo się zdziwili. Nie miała wątpliwości iż Fede powiedział im całą prawdę. Weszła na scenę i chwyciła mikrofon
-Proszę o uwagę. Chciałam wam coś powiedzieć-zaczęła, a wszystkie pary oczu skupiły na niej uwagę. Wśród nich dostrzegła oczy Federico. Jego widok dodał jej odwagi- Jak wielu pewnie wie przez ostatni okres znajdowałam się w szpitalu. Przedawkowałam narkotyki-powiedziała,a reszta wydała stłumione okrzyki
-Tak wiem. Miałam jednak powód by zasięgnąć po używki, a oto on. 


Droga Ludmiło !

Wiem, że kiedy będziesz to czytać mnie nie będzie przy tobie lecz wiedz, że zawsze będę Cię kochała. Wraz z ojcem postanowiliśmy Ci powiedzieć, że zostawiłam zarówno Ciebie jak i ojca. To nie jest jednak prawda. Wiem, że nadchodzi mój koniec dlatego piszę ten list. Przyczyną mojej śmierci z pewnością będą narkotyki. Tak stwierdzili lekarze. Kiedyś wzięłam i w ten oto sposób zapoczątkowałam ten krąg, z czasem zapominasz gdzie był początek i nie wiesz gdzie koniec. Miłość do Ciebie pozwoliła odnaleźć mi drogę jednak mój los był już przesądzony. Wiedziałam, że umieram. Wzięłam tabletki przyspieszające poród, aby móc ochronić Cię przed ciemnością, która przejmowała moje ciało. Na szczęście byłaś zdrowa. Nie dawałam tknąć Cię nikomu, ponieważ chciałam nacieszyć się tymi ostatnimi chwilami z tobą...

Tu Ludmiła przerwała
-Więcej nie przeczytam, bo są to sprawy jak dla mnie osobiste, ale macie tu z grubsza obraz sytuacji. Przez moje zachowanie pokazywałam ból jaki zawładnął mną 15 lat temu. Chciałam, aby inni cierpieli tak jak ja cierpię. Dowiedziałam się jednak prawdy. Zaczęłam brać, bo mama napisała:


Córeczko. Wiem, że nie zrozumiesz tego. Tego ,że wcześniej tego nie przerwałam jednak jeśli człowiek nigdy nie brał to nie zrozumie.

- I wtedy postanowiłam spróbować. Pojąć zachowanie mamy. Poza tym czułam, że jestem jej to winna.
Chciałam przeprosić całe studio. Zwłaszcza Francesce i Violette, bo to was najwięcej przykrości spotkało z mojej strony. Nie oczekuję wybaczenia, bo byłam okropna. Lecz liczę chociażby na zrozumienie z waszej strony. Federico kocham Cię. Wiem, że po tym wszystkim nie będziesz już chciał ze mną być...-zaczęła, ale Federico wszedł na scenę i przyciągnął ją do siebie po czym namiętnie pocałował. W koło rozległy się oklaski i wiwaty
-Wszyscy będziemy Cię wspierać Ludmiła-powiedziała Violetta-Dla mnie już jesteś przyjaciółką-powiedział Fran i przytuliła Ludmi w jej ślady poszła reszta paczki Violetty...


-Federico ja już nie wytrzymuję-krzyknęła blondynka łapiąc się za głowę. Chłopak głośno westchnął i podszedł do niej i objął w pasie po czym pocałował

-Może to nie do końca narkotyk.....-zaczął
-Kochasz mnie?-spytała
-Najbardziej na świecie- szepnął całując jej szyję
-Miłość wyleczy każdy głód-powiedziała wplatając palce we włosy ukochanego

Autor: Julita Lisewska




1 miejsce

Cóż mam napisać ... Przysłałaś 2 prace, a ja nie wiem, która lepsza.... opublikuję obie.

Dwudziestosiedmioletni Leon Verdas opuścił Studio OnBeat, w którym pełni funkcję dyrektora i nauczyciela śpiewu. Leon niewiele się zmienił z wyglądu. Do ciemnobrązowych, postawionych na żel włosów i ładnych zielonych oczu doszedł kilkudniowy, dodający męskości zarost i kilka mało widocznych zmarszczek. Wciąż nosi koszule w kratę, czasami dokłada marynarkę lub krawat.
Idzie właśnie odebrać z przedszkola córkę. Córkę jego i Violetty. Wychowuje sześcioletnią Martinę samotnie, pomagają mu jedynie jego rodzice i od czasu do czasu przyjaciele. Dziewczynka wygląda identycznie jak jej mama. Te same gęste, brązowe włosy, identyczne, duże, błyszczące oczy w kolorze czekolady. Ten sam perlisty śmiech. Niemal skopiowane rysy twarzy. Mała Martina nic nie wie o swojej mamie. Violetta wyjechała gdy Tiny, bo tak na nią mówiła, miała niecałe 2 latka. Castillo podpisała kontrakt płytowy, jednak nie przeczytała go dokładnie. Myślała, że po paru miesiącach wróci do córki i męża, niestety umowa obowiązywała ją przez 3 długie lata. Proste obliczenia matematyczne podpowiadają, że coś tu się nie zgadza. 2+3=5. Więc gdzie się podziewa pani Verdas? Sześcioletnia Martina od ponad roku powinna znów mieć matkę.
Leon odebrał córkę z przedszkola. Jak co dzień zaraz po przyjściu do domu włączył małej bajkę a sam zajął się gotowaniem dla nich obiadu.
Podał posiłek do stołu. Przez dłuższy czas jedli w milczeniu. Mała Martina spytała:
-Tatusiu, powiesz mi coś o mamusi?
Tak bardzo bał się usłyszeć tego pytania. Wiedział, ze córka w końcu je zada, ale nie sądził, że tak szybko. Nie miał jeszcze gotowej odpowiedzi. Co miał jej powiedzieć? „Córciu, twoja mama porzuciła nas dla kariery muzycznej”. Nie mógłby. To złamałoby jej małe, ale niezwykle wrażliwe serduszko, tak jak przed laty złamało jego serce. Wciąż cierpiał po utracie miłości swojego życia. Przeglądał pamiątki, czytał jej pamiętniki i listy, które z czasem przestały przychodzić. Czasami, w najgorszych momentach nawet płakał. Największy bój sprawiały mu jednak ich wspólne piosenki.
Spojrzał w czekoladowe oczy przed sobą, takie oczy posiadają tylko dwie najważniejsze kobiety w jego życiu. Jedna z nich wyjechała i nie widział jej od 4 lat, druga siedzi przed nim i czeka na odpowiedź. Zasługuje na to by wiedzieć.
-Co chciałaby wiedzieć o mamusi?
Decyzja podjęta. Klamka zapadła.
-Wsystko! - zasepleniła z radością Martina.
Jej oczy rozbłysły. Była bardzo ciekawa.
-Od czego by tu zacząć... - zastanowił się na głos.
Chwilę później opowiedział córce całą ich wspólną przeszłość, rozpoczynając od momentu gdy uratował ją od zderzenia z deskorolkarzami...

Leon jak co dzień szedł do pracy, do Studia OnBeat. Około godziny 9.00 przekroczył próg szkoły.Swobodnie poruszając się do dobrze znanych sobie korytarzach dotarł do pokoju nauczycielskiego. Przywitał się zresztą kadry i z kawą w ręku skierował do swojego gabinetu. Przygotował się do zajęć, dopił napój z kofeiną, po czym z pustym kubkiem w jednej i notatkami w drugiej ręce wyszedł w pomieszczenia. Czytał właśnie trzeci akapit tekstu, gdy poczuł, że na kogoś wpada. Zawartość kubka, czyli resztki kawy wylądowały na jego nowej, błękitnej koszuli. Podniósł wzrok, spoglądając na sprawczynie wielkiej, czarnej plamy na jego ubraniu. Przed nim stała drobna, wątła kobieta. Na oko jego rówieśniczka. Miała na sobie czarną, lekką bluzkę, spodnie tego samego koloru, granatową chustę i okulary przeciwsłoneczne, duże na połowę jej twarzy.
-Przepraszam – powiedziała słabym głosem.
Głosem tak znajomym, tak bliskim jego sercu. Tak wiele wspomnień ożyło w nim po usłyszeniu tego jednego, krótkiego słowa. Głosem, który wypowiedział do niego kiedyś „Kocham Cię. Najbardziej na świecie.” , „Tak. Zostanę twoją żoną”, ale też „Wrócę z parę miesięcy, niedługo się zobaczymy. Będę tęsknić”. Ale czy to możliwe? Czy ta kobieta może być nią? Ciemne, matowe, zaniedbane włosy sięgały jej niemal do pasa. Skóra na twarzy była poszarzała, bez grama makijażu. Usta suche, blade, wygięte kącikami ku dołowi. Czarne, skromne ubrania, które wisiały na jej wychudzonym ciele. Biała, skośna blizna przechodząca przez czoło i łuk brwiowy. Leon stał tak z szokiem i niedowierzaniem malującym się na twarzy. Jego źrenice powiększyły się niemal dwukrotnie, by móc chłonąć więcej szczegółów. Między brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Umysł zaprzątały miliony myśli, sprzecznych ze sobą.  
Violetta przyglądała mu się zza ciemnych okularów. Coś, jakby wewnętrzny głos podpowiadało jej, że skądś go zna. Zdjęła okulary by móc lepiej się przyjrzeć. Gdy Leon ujrzał ten czekoladowe tęczówki wyzbył się wszystkich wątpliwości co do tego kogo widzi. Chciał porwać ją w ramiona, wyściskać, pocałować, usłyszeć, że za nim tęskniła, że go kocha. Niestety szok sparaliżował całe jego ciało.
-Vvv... Violetta ? - spytał jąkając się
-Ttaak. Czy ty jesteś Leon Verdas?
Ach no tak. Mógł się przecież tego spodziewać. Minęło 5 lat odkąd się widzieli. On poznał ją mimo że tak bardzo się zmieniła. A ona go nie pamięta. Najzwyczajniej w świecie zapomniała o jego istnieniu.
-Tak.
Zdziwił się gdy zamiast odpowiedzieć sięgnęła do torby i wyjęła z niej pamiętnik. Z wyrazem skupienia na twarzy, przewracała pospiesznie kartki. W końcu zatrzymała się i zaczęła czytać na głos:
-„Leon dziś pokarze mi nasz nowy dom. Już nie mogę się doczekać. Patrzę w te jego niesamowicie zielone oczy i zastanawiam się czy zasłużyłam sobie na takiego mężczyznę. Leona Verdas mojego wspaniałego męża, ojca mojej córeczki. To moje dwa największe skarby.”
Spojrzała w jego oczy i coś w niej drgnęło. Przypomniała sobie jak uratował ją przed zderzeniem z chłopakiem na deskorolce, bo wtedy po raz pierwszy ujrzała te szmaragdowe tęczówki. Nieświadomie uroniła kilka łez.
-Czemu płaczesz? - spytał ścierając słone krople płynące po jej policzku.
-Leon. Ja... ja nic nie pamiętam. Nie pamiętam swojego życia, ciebie, swojej córki, rodziny. Błagam cię zrób coś...
Teraz rozpłakała się na dobre. Trzęsła się i roniła łzy. Szatyn bez namysłu mocno ją przytulił. Wprowadził do swojego gabinetu. Wciąż trzymając ją w ramionach i delikatnie głaszcząc po plecach, szeptał jej, że wszystko będzie dobrze, pomoże jej, wszystko sobie przypomni.  
Gdy już się uspokoiła i przestała moczyć jego koszulę zapytał:
-Jak to się stało, że nic nie pamiętasz?
-Więc, wiem tylko tyle, że rok temu przeżyłam katastrofę lotniczą. Samolot się rozbił. Trafiłam do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Miałam trzy poważne operacje i cudem wyszłam z tego wszystkiego. Na skutek obrażeń straciłam pamięć. Mój ojciec German zabrał mnie do kliniki w Hiszpanii. I właśnie tam spędziłam ostatni rok. Tata mówił, że nie mam rodziny, przyjaciół. Wiedziałam tylko, że urodziłam się w Madrycie i że moja mama zmarła jak byłam mała.
-Jak on mógł – przerwał jej zły na inżyniera.- Tak cię okłamać. Znowu. Nie urodziłaś się w Madrycie, tylko tutaj w Buenos Aires. Masz przyjaciół, ciocię, córkę i mnie.
-Wiem. Kilka dni temu znalazłam to – powiedziała wskazując pamiętnik. - Przeczytałam i nie mogłam uwierzyć. Musiałam jednak dowiedzieć się prawdy. Tata wyjechał kilka dni temu w sprawach służbowych a ja uciekałam z domu. Proszę powiedz mi wszystko co o mnie wiesz.
Leon zaczął jej opowiadać. Usłyszałam mniej więcej to co parę dni temu mała Martina. Słuchała z zaciekawieniem i wzruszeniem. Darzyła go zaufaniem i wierzyła w każde słowo.
-Wierzysz mi? - spytał dla pewności.
-Oczywiście, że tak.
-Nawet w to, że jestem twoim mężem? Przecież zupełnie mnie nie pamiętasz.
-Wierzę. Kiedy tak obok mnie siedzisz czuję jakieś magiczne przyciąganie do ciebie. Każda komórka mojego ciała chce być blisko ciebie, czuć twoje ciepło, chłonąć twój zapach. Czuję jakby łączyła nas nić, cienka i niewidzialna, ale jednocześnie mocna i nie do przerwania. Lekarz kiedyś powiedział mi, że potrzebuję silnych bodźców by wspomnienia wróciły. - zrobiła pauzę a on spojrzał na nią z zapytaniem w oczach. Biła się z myślami, ale w końcu zebrała się na odwagę. Wzięła głęboki wdech i dodała szeptem – Pocałuj mnie.
Jemu nie trzeba było powtarzać drugi raz. Przysunął się i złączył ich usta w czułym, delikatnym pocałunku. Wyrażał on jego miłość i tęsknotę.
Gdy tylko poczuła jego usta na swoich przeszedł ją jakże znany dreszcz przyjemności. W jednej sekundzie miliony wspomnień zalały jej umysł. Tych dobrych jak i tych bolesnych. Już wiedziała kim jest.
Leon niechętnie oderwał się od swojej żony. Spojrzał na nią z niepewnością i pewnego rodzaju lękiem. Lękiem przed tą bolesną i smutną wersją wydarzeń.
-I ? -zapytał.
-Przypomniałam sobie.
Obydwoje uśmiechnęli się.
-Kocham Cię – wyszeptał czule ścierając samotną łzę wzruszenia.
-Ja ciebie też kocham.
-Chodź, jest ktoś kto chce cię poznać – zakomunikował po czym wstał i wyciągnął do niej rękę.
-Tini – wyszeptała i ujęła jego dłoń.

Gilbert towarzyszył też Ani podczas wielu imprez studenckich, a ona doskonale zdawała sobie sprawę, że plotkarze uniwersyteccy od pewnego czasu łączą ich nazwiska. (…)
Szczególnie, że Gilbert postępował ostatnio rozumnie i rozważnie, gdyż wielu było młodzieńców, którzy z radością zajęli by jego miejsce u boku smukłej, rudowłosej studentki z oczami jak gwiazdy.(...)
Gilbert nie lubiły tych swoich rywali, ale mimo wszystko był niezwykle ostrożny, by nie dać żadnemu z nich przewagi nad sobą, okazując przedwcześnie swe prawdziwe uczucie do Ani.
Starał się być dla niej szkolnym kolegą z dawnych czasów z Avonlea, bo wiedział, że w tej roli zwycięży każdego romantycznego wielbiciela.”*




*Violetta *
Wybiegłam ze Studia21. Miałam jeszcze dwie lekcje, ale byłam tak zła, że nie mogłam tam zostać. Jak ja nie cierpię tego durnia Tomasa! Cięgle mnie zaczepia i myśli, że mu wybaczę, padnę w ramiona i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Może sobie pomarzyć! Jak ja mogłam się w nim zakochać? A tak już pamiętam. Pierwszego dnia w tym mieście poszłam na spacer. Zaczął padać ulewny deszcz, poślizgnęłam się a on mnie złapał. Wtedy spojrzałam w tej jego czarne oczy i zakochałam się w nim popełniając tym samym jeden z największych błędów swojego życia. Ale on jak każdy facet wszystko schrzanił. Zaczął sobie wyobrażać jakieś niestworzone rzeczy. Ciągle mnie kontrolował, robił sceny zazdrości, głównie o Leona, mojego najlepszego przyjaciela, chciał mnie zmieniać. Zaczął mnie po prostu traktować jak rzecz, jak swoją własność. Wmawiałam sobie, że to normalne a ja jestem przewrażliwiona. Wierzyłam, że go kocham a on kocha mnie. Gdy zobaczyłam jak całuje się z inną, czara goryczy przelała się a ja uświadomiłam sobie, w jak wielkim byłam błędzie. To się stało jakieś dwa tygodnie temu. Od razu z nim zerwałam. Od tego czasu stał się jeszcze bardziej chamski i nieznośny.
Pierwszy raz odkąd wyszłam ze szkoły zwróciłam uwagę na otoczenie, na to gdzie jestem i na to co robię. Stałam w samym środku parku. Oj, dość daleko od Studia zaszłam w tej furii.
Usiadłam na pobliskiej ławce. Wyrwałam kilka kartek ze swojego pamiętnika, który zawsze miałam przy sobie i zaczęłam po nich rysować.
Byłam tak zła, że nie mogłam się skupić. Pierwszą kartkę zapełniłam bezsensownymi bohomazami. Zmięłam ją w dłoniach i wyrzuciłam do pobliskiego kosza. 
Po chwili gdy już trochę ochłonęłam i całkowicie wyłączyłam myślenie o nieprzyjemnych rzeczach na papierze pojawił się rysunek ławki i drzewa. Dokładnie miejsce, w którym się teraz znajduję. Po sekundzie zastanowienia na rysunkowej ławce „zasiadła” dziewczyna. Drobna z długimi ciemnych włosami. Rysowała, tak jak ja w tej chwili. 
Poczułam, że ktoś mi się przygląda z daleka. Nie podniosłam jednak wzroku znad kartki.
Dorysowałam detale. Sama nie wiem czemu, zaczęłam szkicować drugą postać. Był to chłopak, który stał za ławką, patrzył na dziewczynę, ale ona nie wiedziała o jego obecności. Poczułam, że za mną też ktoś stoi. Najpierw się przestraszyłam i już miałam uciekać. Domyśliłam się jednak kto to może być. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam dokańczać rysunek chłopaka. Jego twarz miała teraz konkretne rysy, włosy były ciemne i postawione na żel.  Uśmiechał się, a jego policzki zdobiły urocze dołeczki.
Powoli odwróciłam się za siebie. Ujrzałam chłopaka, dokładnie takiego samego jak na rysunku.
-Jak ty to robisz?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Usiadł obok mnie.
-Czemu nie jesteś w Studiu?
-Byłem na torze. Poszedłem do Studia i Fran mi powiedziała co się stało.
-Leon... Nie musiałeś od razu za mną iść – powiedziałam, ale jedyną rzeczą której tak naprawdę teraz potrzebowałam była jego obecność, jego pocieszenie. - Nie musiałeś, ale cieszę się że jesteś.
-Zawszę będę przy tobie – odparł patrząc mi w oczy.
-W końcu od czego są przyjaciele?
Lekko się zasmucił gdy usłyszał ostatnie słowo. Doskonale wiedziałam, że on chciał być kimś więcej niż tylko przyjacielem. Niestety z mojej strony nie mógł liczyć na nic więcej. Źle czułam się z tym, że on przeze mnie cierpi. Ale niestety jedyna miłość jaką go darzyłam to miłość do przyjaciela.
-Jak mnie tu znalazłeś? - zmieniłam temat.
-W sumie sam nie wiem -wyznał a ja wiedziałam, że mówi szczerze. - To chyba intuicja. Pomyślałem, żeby przyjść do tego parku, a gdy już tu byłem po prostu szedłem przed siebie. I tak właśnie się tu znalazłem. The End.
Uśmiechnął się promiennie ukazując rząd śnieżnobiałych, równych zębów. Od razu odwzajemniłam gest.
-Powiesz mi czemu się tak wkurzyłaś?
Tak bardzo nie chciałam słyszeć tego pytania. Chciałam zapomnieć o dzisiejszym poranku i o ostatnich pięciu miesiącach, które spędziłam z tym draniem Tomasem.
Wiedziałam jednak, że gdy powiem o tym przyjacielowi zrobi mi się lepiej, on mnie pocieszy i rozweseli. Zawsze to robi. Zawsze jest przy mnie gdy go potrzebuję i mnie wspiera. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tak wspaniałą osobę.
-To ten idiota Tomas.
-Chodź tu – rozłożył ramiona a ja bez sekundy wahania wtuliłam się w niego. Od razu zrobiło mi się lepiej. - Co ten dureń ci znowu zrobił?
W jego głosie było słychać troskę o mnie i zmartwienie, ale też niechęć do chłopaka.
-Znowu chciał żebym do niego wróciła. Tssa. No chyba w jego snach – wygięłam usta w pełnym goryczy grymasie. Mój przyjaciel nie puszczając mnie oparł się plecami o ławkę a ja tylko dostosowałam pozycję, by było nam wygodnie, ułożyłam głowę na jego barku i kontynuowałam historię. - Jak mu wykrzyczałam w twarz szczerze co o nim myślę to się dopiero wkurzył. Był bardziej czerwony niż burak, którym zresztą jest – mimo powagi sytuacji zaśmiałam się a mój towarzysz mi zawtórował – a potem zaczął mnie wyzywać i obrażać. No i wybiegłam stamtąd.
Leon lekko się spiął. Spojrzałam na niego. Wyraz jego twarzy był spokojny, jednak w oczach widać było wściekłość. Dobrze go znałam, więc zauważyłam też zaciśniętą szczękę i usta, które tworzyły cienką, poziomą kreskę.
-Dobra zapomnijmy o tym palancie. Zrób coś, żeby mnie rozweselić.
Rozchmurzył się, ale ja wiedziałam, że w środku wciąż się gotuje ze złości.
-Jak sobie życzysz, moja pani – powiedział z uśmiechem. Po czym wstał i wyciągnął do mnie rękę.
Bez chwili wahania podałam mu dłoń.


*Leon*
Spędziłem cały dzisiejszy dzień z Violettą. Znów była smutna przez tego idiotę Tomasa. Jednak mi udało się poprawić jej humor. Śmiała się i wygłupiała razem ze mną. Byliśmy na jej ulubionych lodach a potem w wesołym miasteczku.
Właśnie odprowadzam ją do domu. Milczymy. Ale jest to przyjemna cisza. Rozumiemy się bez słów. Jesteśmy już pod jej domem. Zatrzymujemy się i stajemy naprzeciwko siebie
-Leon. Dziękuję Ci za dzisiaj. Nie wiem co bym zrobiła bez ciebie. Zawsze potrafisz mnie pocieszyć.
-Od tego mnie masz – odparłem pokazując rządek bialutkich zębów.
-Dzięki jeszcze raz – obdarzyła mnie przepięknym uśmiechem po czym dodała – Do jurta.
Pocałowała mnie w policzek na pożegnanie i zniknęła z drzwiami.
Samotnie pokonałem drogę do swojego domu. Najchętniej poszedłbym teraz do tego całego Heriedii i pokazałbym mu gdzie jego miejsce. Ale to na pewno zasmuciło by Violę a to ostatnia rzecz jakiej bym chciał.
Doskonale wiedziałem, że zawsze będę dla Violetty przyjacielem. Podczas gdy chciałem być kimś więcej. Chciałem by kochała mnie tak jak ja kocham ją. Uwielbiam w niej wszystko. Te je śliczne, czekoladowe oczy, w które błyszczą niczym gwiazdy. Jej przecudowny uśmiech, urocze rumieńce, poziomą zmarszczkę na czole gdy intensywnie nad czymś myśli. Jej zwiewne, dziewczęce sukienki i słodki zapach ulubionych perfum. Jej anielski głos i niewiarygodny talent muzyczny.Uwielbiam czuć tę energię i radość, którą emanuje gdy śpiewa lub komponuje. 
Jednak dla niej jestem tylko przyjacielem i chyba zawsze będę. Choć wolę być przy miej w tej roli niż wcale.

'Czy kiedykolwiek będzie jej choć trochę na mnie zależeć' - wątpił Gilbert
i ta myśl przeszyła mu serce dotkliwym bólem”*


*Violetta*
Przed wejściem do Studia21 czekał na mnie Leon. Przytulił mnie na powitanie i cmoknął w policzek. Pewnie martwił się o moje samopoczucie. Zamieniliśmy kilka zdań i weszliśmy razem do budynku.
Natknęliśmy się na Francescę.
-Hej. Poznajcie się. To jest Dani, nowa uczennica naszego Studia – wskazała na wysoką blondynkę obok siebie. - a to Violetta i Leon.
-Cześć miło cię poznać. – powiedział uprzejmie, ale bez entuzjazmu Leon. - Mam dzisiaj o 16.00 wyścig. Przyjdźcie i przekażcie to reszcie paczki. Dzięki. Muszę iść na zajęcia.- Przytulił mnie i pocałował w policzek. - Pamiętaj. Uśmiech! - dodał patrząc na mnie i obdarzając mnie chyba najpiękniejszym uśmiechem jaki posiadał w zanadrzu.
-Violetta, Leon to twój chłopak? - zapytała bezpośrednio Dani.
-Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi – odparłam i chyba się zarumieniała. Ale czemu?
-Nie, ty postrzegasz go tylko jak swojego przyjaciela – zabrała głos Camila, która właśnie do nas dołączyła. Ona zawsze jest szczera i wali prosto z mostu. - Leon cię kocha.
Wkurzyłam się trochę. Chyba nie będą mi teraz mówić co mam do kogo czuć!
-Zdecydowanie powinniście być razem – poparła ją Fran.
-Czemu wszyscy tak zawsze uważają? - spytałam ze złości.
-Bo wy zostaliście dla siebie stworzeni! I chyba tylko ty tego nie widzisz albo nie chcesz widzieć.

-Dziwi mnie, że wszyscy podzielają tę myśl, iż powinnam poślubić Gilberta Blythe-
odparła rozdrażniona Ania.
-Ponieważ ty i Gilbert zostaliście dla siebie stworzeni Aniu”*

*Tomas*
Strasznie mnie wkurza widok Violetty i tego całego Verdasa razem. Tak się przytulają, cmokają w policzki, trzymają za rączki i myślą, że nikt nie widzi. Udają, że łączy ich tylko przyjaźń a na kilometr czuć od nich zakochaniem. Grr. Jak ta głupia Violka ze mną była to też się tak migdalili. Jak jej o to robiłem awanturę o wszystkiemu zaprzeczała. No chyba mam oczy i widzę, że coś ich łączy, nie?
Pozbędę się tego Verdasa raz na zawsze! A wtedy zrozpaczona Violka przyjdzie do mnie a ja oczywiście przyjmę ją z otwartymi ramionami. Usłyszałem, że on ma dziś wyścig na motocrossie. Jeszcze pożałuje, że ze mną zadarł. Ba! Pożałuje, że się w ogóle urodził. Już ja o to zadbam by Leon cierpiał a Violetta razem z nim. Poszedłem na tor i znalazłem tak dziewczynę, która najpierw kłóciła się z jakimś siwym facetem a potem z złości próbowała coś rozwalić i gadała do siebie. Coś tam usłyszałem...
-Głupi, głupi Verdas! Co z niego za wredny i nierozumny oszust! ZAPŁACI MI ZA TO!!! Nie będzie się już szlajał z ta swoją Violką i utrzymywał, że to tylko koleżanka. Głupi Leon. Nienawidzę go a jeszcze bardziej tej jego Violetki. Jak mógł mnie tak wystawić?! Straciłam taką szansę. Jemu się nie chce i woli to całe śpiewnie, ale mógłby też czasem pomyśleć o innych. Cholernie głupi, wredny egoista!!
Ucieszyłem się. Mam sprzymierzeńca.
-Hej. Jestem Tomas.
-Lara. Czego tu szukasz ?
-Szukam zemsty na tej samej osobie co ty.
-Nie rozumiem.
-Na Verdasie. Pomożesz?
-Z chęcią, jestem tu mechanikiem.
Po półgodzinie gdy nikt nie patrzył Lara przecięła linkę hamulcową w motorze Leona. Ona chciała go mieć dla siebie, a ja chciałem Violettę. Do tego przez niego straciła szansę na sponsora. Była idealnym sojusznikiem.
Cóż Verdas będzie miał dziś twarde lądowanie.

*Violetta*
Ja i Leon jesteśmy już na torze motocrossowym. Zostało jakieś dwadzieścia minut do wyścigu. Wierzę, że Leon wygra. Ma wielki talent i świetny sprzęt. Wygraną ma w kieszeni.
Wspieram go, ponieważ on zawsze gdy go potrzebuje jest przy mnie. Nareszcie mam okazję się zrewanżować.
Leon staje na starcie. Rusza. Idzie mu świetnie. Prowadzi po pierwszym okrążeniu.
Nagle obok mnie pojawia się Tomas. Czego on tu szuka? Próbuję go spławić, ale stoi przy mnie uparcie. Jeszcze do tego ma czelność mnie dotknąć. Leon chyba to widzi. Oj, nie będzie zbyt zadowolony.
Ułamek sekundy później Leon traci panowanie nad kierownicą...

*Leon*
Zobaczyłem Heredię. Stał obok Violetty. Rozmawiali. Dotknął ją, po tym wszystkim co jej zrobił! Ogarnia mnie wściekłość. Cóż, wyżyję się na torze.
Przez moment dekoncentracji tracę panowanie nad kierownicą swojej maszyny. Patrzę na licznik 110 km/h. Naciskam hamulec. I nic. Raz, drugi, trzeci... Motor nie zwalnia... 
Czuję ból. Nagły... intensywny... nie do wytrzymania... Motor przygniata mnie do ziemi. Powoli tracę świadomość...
Ostatnią rzeczą jaką widzę przed zamknięciem oczu są płomienie...
Ostatnią rzeczą jaką słyszę jest krzyk wielu głosów... Krzyczą moje imię...

*Violetta*
Ze łzami w oczach patrzyłam jak odjeżdżam karetka z nieprzytomnym Leonem. Fran i Cami próbowały mnie pocieszać. Ale ja jedynym czego potrzebowałam było zobaczenie go i usłyszenie, że przeżyje i wszystko będzie dobrze. Parę minut później Ramallo zawiózł mnie do szpitala. Gdy weszłam akurat tuż przede mną przebiegli sanitariusze wioząc Leona na łóżku szpitalnym. Bez zastanowienia ruszyłam za nimi. 
Niestety nie mogłam nawet zobaczyć twarzy mojego przyjaciela. Na końcu jednego z wielu korytarzy łóżko z Leonem zniknęło za drzwiami. Chciałam przez nie wejść, jednak jakaś pielęgniarka mi nie pozwoliła mówiąc, że to blok operacyjny i obowiązuje zakaz wstępu. Przez chwilę wyrywałam się jej i szarpałam jednak odpuściłam. Bezsilnie osunęłam się na podłogę do pozycji siedzącej. Podkuliłam nogi i objęłam je ramionami. Z moich oczu wypływały tysiące łez.
Niedługo potem przyszli do mnie rodzice Leona i wszyscy nasi przyjaciele. Tomas też przyszedł jednak chłopcy nie pozwolili mu się nawet zbliżyć. Wszyscy mówili coś do mnie. Ale ich słowa do mnie nie docierały, nie słuchałam ich. Fran przemyła mi twarz. Ktoś podniósł mnie z ziemi. Słaba i niezdolna do ruchu poddałam się tej osobie. Zostałam posadzona na krzesełkach nie wiele miększych niż podłoga. Dostałam wodę i chusteczki, które znikały z opakowania w błyskawicznym tempie.
Ulgą w moim cierpieniu i smutku okazał się być sen. Zasnęłam.
Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Koło mnie była tyko Francesca.
-Fran, która godzina? - spytałam.
-21.40 - odparła zaspanym głosem. Podobnie jak mnie obudził ją trzask drzwi.
-Gdzie są wszyscy?
-Poszli do domów około godziny 18.
-Aha. Coś mnie ominęło?
-Nie. Nikt stamtąd nie wychodził.
Po jakiś dziesięciu minutach drzwi otworzyły się. Ja i Fran wstałyśmy na równe nogi.
-Co z nim? -spytałam.
-A kim dla niego panie są? - zapytał nas czarnowłosy mężczyzna, na oko po trzydziestce.
-To jego kuzynka – powiedziałam pokazując przyjaciółkę – a ja jestem jego dziewczyną.
-No więc tak. Leon Verdas przeszedł właśnie poważną operację. Jego stan był ciężki, zrobiliśmy co w naszej mocy. Ma mocne wstrząśnienie mózgu, nieznaczne obrażenia wewnętrzne, miał kilka połamanych żeber i złamaną kość piszczelową, ale już to poskładaliśmy. Miał rozciętą czaszkę, ale to nie była głęboka rana. Oparzenia II stopnia obejmują około 25% powierzchni ciała. Obecnie jest jeszcze pod narkozą.
-Ale wyjdzie z tego? -spytałam znów bliska rozpaczy.
-Wszystko na to wskazuje jednak ta noc będzie decydująca. Proszę być dobrej myśli, to młody silny organizm, da sobie radę.
-Możemy go zobaczyć?
-Tak, ale jak już mówiłem jest nieprzytomny. Może tam wejść tylko jedna osoba. Sala numer 15.
-Dziękujemy – powiedziała Fran. Gdy lekarz zaczął odchodzić zwróciła się do mnie. - Violu, idź do niego.
Powili ze strachem i niepewnością udałam się pod odpowiednią salę. Fran odprowadziła mnie pod same drzwi. Z lekiem przed tym co zobaczę nacisnęłam klamkę i weszłam.
Zobaczyłam Leona leżącego na łóżku szpitalnym. Do jego klatki piersiowej poprzyczepiane były różne kabelki, które łączyły go z rozmaitymi urządzeniami znajdującymi się wokół niego. Był podłączony do kroplówki. Miał zabandażowaną głowę, lewą rękę do łokcia. Reszty opatrunków nie widziałam, bo był od pasa w dół przykryty białą kołdrą. Podeszłam bliżej. Patrząc na jego twarz miałam wrażenie, że on po prostu śpi. Smacznie śpi w swoim łóżku, za chwilę otworzy oczy i przywita się ze mną jakby nigdy nic. Wyglądał tak niewinnie. Usiadłam na krzesełku obok i złapałam jego zdrową dłoń. Jednak i nam niej widniały ślady wypadku, czyli liczne otarcia.  
Pomyślałam nagle, że on może z tego nie wyjść. W moje głowie powstał potworny obraz.
*Wyobrażenie*
Zobaczyłam to szpitalne łóżko a na nim mojego przyjaciela. Sprzęt monitorujący pracę serca wydawał ciągły odgłos, coś w rodzaju pisku a na ekranie widniała prosta, pozioma, biała kreska. Wokół zbiegali się lekarze, odsunęli mnie od niego i zaczęli wykonywać masaż serca. I nic. Później reanimowali go defibrylatorem a kreska wciąż była pozioma. Lekarz, ten sam z którym przed chwilą rozmawiałam pokiwał przecząco głową i szepnął „Niestety.”

Moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Potrząsnęłam głową by pozbyć się tej strasznej wizji. Dla pewności, że to tylko moja wyobraźnia spojrzałam na sprzęt. Biała linia ciągnęła się szlaczkami, słychać było rytmiczne piknięcia. Trochę mnie to uspokoiło.

Nie mogłam spać. Całą noc czuwałam przy łóżku mojego przyjaciela. Właśnie przyjaciela. Gdy tak na niego patrzyłam uświadomiłam sobie, że go kocham. Jestem cholernie zakochana w Leonie Verdasie. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Przecież to oczywiste, wspiera mnie, jest przy mnie na dobre i na złe, troszczy się, umie mnie rozśmieszyć i dodać wiary w siebie. On też jest we mnie zakochany, zawsze był a ja tak bardzo go raniłam.
Dodatkowo rozpętała się okropna burza. Nie lubię burzy, boję się jej. Siedząc w tej prawie pustej sali szpitalnej bałam się jeszcze bardziej. Trzymanie Leona za rękę trochę mnie uspakajało. Z każdym grzmotem i błyskiem pioruna powracała do mnie ta okropna wizja oraz pojawiały się nowe, równie potworne. Nachodziły mnie wtedy myśli, że Leon się już nigdy nie obudzi i nie zobaczę jego zielonych, wesołych oczu, pięknego uśmiechu. Myślałam, że on umrze i nie dowie się że go kocham. Odejdzie z tego świata ze świadomością, że był dla mnie tylko przyjacielem a to nie prawda. Starałam się być dzielna, ale gdy sobie to uzmysłowiłam z nie umiałam opanować łez.

„Owej burzliwej nocy podczas długich godzin czuwania, wypełnionych trwogą Ania czytała
swoją księgę. Kochała Gilberta-zawsze go kochała! Lecz dopiero teraz zdała sobie
z tego sprawę. Życie bez niego utraciłoby wszelką wartość. (…)
Gilbert nigdy nie dowie się, że go kochała.
Zejdzie z tego świata przekonany, że nic dla niej nie znaczył.”*

*Leon*
Obudziłem się zdezorientowany. Bolał mnie każdy centymetr ciała, każdy nawet najmniejszy mięsień. Mój umył pracował bardzo powoli. Z trudem podniosłem ciężkie powieki. Zamrugałem, bo obraz był rozmazany, nie miał kształtu. Gdy wróciło to do normy ujrzałem całą białą salę szpitalną. Przy moim łóżku stał mężczyzna ubrany w kitel. Miał w dłoni jakieś papiery, które pewnie czytał zanim zobaczył że się budzę. Teraz przyglądał mi się przyjaźnie.
-Dzień dobry panie Verdas. Jak się spało? Pamięta pan co się wydarzyło?
-Tak – odparłem słabym, zachrypniętym głosem.
Pamiętam wszystko do momentu gdy straciłem przytomność. Tor motocrossowy, motor, Tomas i Violetta, wypadek i płonienie. Następne wspomnienie to kilka nieznajomych twarzy i wszechobecna biel. Sala operacyjna, ktoś powiedział, że miałem wypadek i teraz czeka mnie operacja, ukucie i narkoza.
-Wyniki są w normie – powiedział lekarz wyrywając mnie ze wspomnień. - Jak się pan czuje?
-Nieźle. Trochę obolały ale jest dobrze.
-To świetnie. Zaraz każę zawołać pańską dziewczynę. Cała noc tu czuwała i musieliśmy ja zmusić żeby poszła coś zjeść – Zaśmiał się szczerze i wyciągnął telefon.
Ledwo zdążyłem się zdziwić po usłyszeniu słowa „dziewczyna” gdy do sali wbiegła zdyszana Violetta. Skąd widziała?
-Leon! - krzyknęła na mój widok i podbiegła do mojego łóżka. - Tak się martwiłam. Jak się czujesz?
-Dobrze. Ale chyba mocno się uderzyłem w głowę, bo nie pamiętam żebyś była moją dziewczyną.
Uśmiechnąłem się blado a ona odwzajemniła gest.
-Prawda uderzył się pan w głowę i to bardzo mocno, ale przecież nie ma pan amnezji- zdziwił się lekarz.
Wymienił z Violą porozumiewawcze spojrzenie po czym dodał z uśmiechem na ustach:
-Pójdę do gabinetu po resztę dokumentacji medycznej. Wrócę z 10 minut i dokładniej pana zbadam.
Gdy wyszedł Vilu popatrzyła na mnie nieśmiało, po czym zawstydziła się i spuściła głowę.
-Violetta, co się dzieje?
-Leon, bo ja wiem, że jesteś we mnie zakochany i... - urwała. Po paru sekundach zebrała się na odwagę, by powiedzieć - … ja też coś do ciebie czuje. Kiedy przy tobie czuwałam i martwiłam się zrozumiałam,że kocham cię od zawsze. Nie mam pojęcia czemu tego nie dostrzegłam. Ale teraz już wiem co czuję i jest to miłość do ciebie.
Odebrało mi mowę. Chciałem powiedzieć jej teraz tyle pięknych słów, ale żadne z nich nie chciało przejść przez moje gardło. Patrzyłem tylko na nią z rozdziawionymi ustami.
-Ja... Ja też cię kocham. I to bardzo – udało mi się wydukać po paru sekundach. Rozpromieniła się a ja dodałem – Zostaniesz moją dziewczyną?
-Oczywiście -odparła i lekko musnęła moje usta wargami.

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Lucy Maud Montgomery - „Ania na uniwersytecie”.

Autor: Ańćć










POZOSTAŁE PRACE  (KOLEJNOŚĆ PRZYPADKOWA)

OS - ~Dienaty ~/Dzięki za to że jesteś\





Była wiosna.  W tym roku przepiękna.

Ta opowieść jest o dwójce nastolatków.  

Dziewczyna niska. O czarnych oczach i włosach.  Zawsze uśmiechnięta.  

On wysoki brunet. Arogancki. Ale jeżeli chodzi o dziewczynę to wrażliwy i uczuciowy.

Był słoneczny dzień Naty zmierzAła do studio.  Nie chciała dzisiaj tam iść bo spotka tam jego. Przez 2 dni płakała czemu  ???

Bo z nią zerwał dla kogo  ?

Dla lary. 

Był dla niej wszystkim. Liczyli się tyljo ona i on. Maxi i naty . Naty i maxi. Ale to wszystko prprzepadło. Przez ten czas pomagały jej przyjaciółki.  Violetta zawsze jej mówiła że nie był jej wart. Nie ona jego.  Miała rację. Oprócz przyjaciół pomógł jej on . Jej przyjaciel. Diego.

Dzisiaj był dzień balu wiosennego. 

Nie miała z kim iść . Nikt jej nie zaprosił. 

W pewnej chwili  .dostała SMS żeby poszła do parku.  Tak zrobiła. Doszła  I co tam zobaczyła.  Jej przyjaciel stal z pierścionkuem.

D.. Naty czy pójdziesz ze mna na bal

N.. tak

Ta historia chociaż krótka pokazuje nam


Autor: Martyna Castillo






Bohaterowie:
Ludmiła-20 lat
Federico-20 lat
Diego-34 lata
Treść:
Pewnego dnia Diego King oświadczył sie Ludmile,po czym upił się z kolegami tanim winem.Diego zaczaił się na Ludmiłe pod zepsutą latarnią,bo wiedział że będzie wracała od swojej najlepszej przyjaciółki Natalii.Złapawszy Ferro podzielił się nią sprawiedliwie z kumplami(zgwałcili ją).Zostawili ją ledwo żywą.Taka znalazł ją Federico-brat Diega,który od dawna kochał się w Lu.Młody King wracał do domu od swojego kumpla Matiego i jego żony Martiny.Usłyszawszy krzyki pobiegł w ich stronę.Zawiózł Panienke Ferro do szpitala.Ludmiła zapadła w śpiączke na 2 miesiące.Federico codziennie przychodził do szpitala.Gdy Ferro się obudziła Fede skakał z radości.Okazało sie że Diego znalazł sobie nowa narzeczoną-Lare.Ferro i King(Federico) postanowili powiedzieć Larze że Diego to gwałciciel.Lara też została zgwałcona przez Diego i jego kolegów ale tak bardzo go kochała że nie zgłaszała tego na policję.Młody King w czasie kiedy Ludmiła była u Lary pojechał na policję i powiedział że Diego zgwałcił Lu i Lare.Diego stanął przed sądem 2 miesiące potem,zamknęli go w więzieniu na 15 lat,bo zgwałcił więcej kobiet ale i dzieci.Lu spotykała się z Federico.Przyszedł czas by przedstawić młodego Kinga rodzicą.Angelika i Robert byli przeciwni ich związkowi.Ale po czasie przekonali się że Ferro i Kinga łączy prawdziwą miłość.Federico za zgoda Ojca Ludmiły oświadczył się jej.Po roku odbył sie ślub a 1,5 roku po ślubie Urodziły im się bliźniaki:Dzieczynka-  Weronika i Chłopiec- Royce.
-I tak zakończyła się historia moja i dziadka Federico.-powiedziała 60-letnia Ludmiła
-Babciu opowiedz nam jeszcze historię Mamy i Taty-powiedziała 6-letnia wnuczka-Violetta
-Opowiedz Babciu tak ładnie prosimy-odparł Brat Violi-Matt
-No dobrze było to jakieś 15 lat temu.......
-Kochani obiad-zawołał mąż blondynki
-Dzieci kochane historie opowiem wam po obiedzie
-Dobrze Babciu.
-Mamo!!!!!-krzyknęła Weronika
-Mama, Tata-powiedział chłopięc jak i dziewczynka
-Mama, Tata-powiedział chłopięc jak i dziewczynka
-Kochani no chodcie na ten obiad.
-Dzieci chodcie.Dziadek już się chyba zdenerwował-powiedziała 60-latka.
-No nareszcie jesteście.Kochanie napewno opowiadałaś im nasza historię.I na pewno chciały jeszcze poznać historię Weroniki i Jorga.
-Tak.
-śmacznegio-powiedziała mała Violettka.
A historie Violetty o tym jak poznała Leona chyba każdy zna.

Autor: Olcia Verdas